wtorek, 26 marca 2013

Ptasi móżdżek


Nie rozumiem – to najbardziej ludzkie ze stwierdzeń. Wyraża stan, w którym walimy głową w mur. Gdy byłem młodszy, miałem parę papużek falistych w klatce, a na ścianie spory obraz przedstawiający leśny krajobraz. Od czasu do czasu wypuszczałem je, by mogły rozprostować skrzydełka i polatać sobie wokoło. Jedna z nich (samczyk – to ważne!) miała jednak niebezpieczny zwyczaj. Brała potężny rozpęd i próbowała wylecieć w zielony, malarski krajobraz. Kończyło się to efektownym "ŁUP!", moim przerażeniem i delikatnym odłożeniem oszołomionego zwierzątka do klatki by doszło do siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, ptasi – nomen omen – móżdżek próbował jednak ponownie dnia następnego. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu musiałem przestać go wypuszczać na takie sesje, bo biedaczyna uszkodziłaby sobie łepetynę i stała się, o ile to możliwe, jeszcze głupsza niż dotychczas. Ale nie była to wina ćwierkacza. Po prostu nie rozumiał. W tym akurat do papużek falistych jesteśmy podobni, że nasze niezrozumienie również kończy się zderzeniem płaskiej rzeczywistości z przestrzeniami fikcji, wielkim "ŁUP!" oraz potężnym bólem głowy. Okazjonalnie powodowanym przez kaca. Także moralnego.

Jak wiadomo, kto z kim przestaje, takim sam się staje. Posiadanie przez lata papużek falistych również u mnie poskutkowało postępującym wraz z wiekiem syndromem niezrozumienia. Z moich rozmów z przyjaciółmi wynika, że musi to być jakaś forma ptasiej grypy – potwornie zaraźliwej, szczególnie często dotykającej osobników płci męskiej. I tak, z każdym rokiem wydaje mi się że pojmuję coraz mniej. Gdy byłem młodszy i chodziłem do szkoły nie rozumiałem na przykład nauczycielki która zabraniała mi korzystać w obliczeniach z proporcji tłumacząc że "to będziemy robić dopiero za rok, więc nie możesz tego znać". Ogólnie, będąc dzieckiem słabo się rozumie świat dorosłych, ich problemy, sposób rozumowania i działania które podejmują. Szczęśliwie, w tym jednym pozostałem wciąż młody duchem, że świata dorosłych wciąż rozumem objąć nie jestem w stanie, choć od lat sam jestem już jego częścią. Taki stan rzeczy w sumie bardzo mi odpowiada – nie mogę narzekać przynajmniej na samotność, gdyż wszyscy wokoło też nic nie rozumieją. Jak się gubić, to tylko w towarzystwie, a że ludzi na świecie wciąż przybywa, to z każdym nowo narodzonym obywatelem planety Ziemia globalny poziom niezrozumienia wzrasta systematycznie. Ach, gdybyż przekładał się on na poziom powszechnej zamożności! Wyobraźcie sobie dziecko, dopiero co urodzone. Wyrwane z przyjemnego, znanego mu macicznego otoczenia wychodzi i świat... i co? Nic a nic nie rozumie co się dzieje. A więc płacze, rozgląda się, stara się pojąć tę nową rzeczywistość. Święta naiwność. Gdyby mogło już na początku zrozumieć język odbierającego poród lekarza, ten mógłby je powitać "Spokojnie malutki, ja też nic z tego nie rozumiem a jestem tu już bardzo długo". Niestety, potrzeba jeszcze kilku lat nauki, by młody człowiek mógł zrozumieć te słowa – a jeszcze więcej by wziął je sobie do serca.

Jest jednak jeszcze jedna ważna nauka płynąca z obserwacji papużek falistych o której trzeba tu wspomnieć. Podczas gdy odważny, choć niewątpliwie tępy samczyk próbował bezskutecznie wyrwać się na wolność rozbijając ściany mojego domu – jego partnerka zwykle grzecznie i spokojnie przypatrywała się temu. Zawsze pozostając dość blisko swojej klatki, lubiła przycupnąć na gałązce jakiegoś doniczkowego zielska i poczyścić sobie piórka i obserwować swego kawalera. Gdy nieprzytomny lądował na podłodze, nie robiło to na niej wrażenia. Gdy niosłem go do ich wspólnego legowiska, nie reagowała najmniejszym zaniepokojeniem. Dochodził do siebie, a ona kulturalnie udawała że nic się nie stało. A potem razem wracali do wspólnych zabaw i zwykłych zachowań, jak gdyby nic się nie stało. I tak po każdym zderzeniu z fikcją. Rodzi się pytanie, które z nich było w tym związku mądrzejsze. Na to nie jestem w stanie odpowiedzieć co prawda, mogę jednak stwierdzić coś z całą pewnością. Kto chce od życia więcej – tego często boli głowa. Chodzi tu nie tyle o ambicje materia, co raczej te intelektualne. Odważny ptasior chciał poszerzyć nieco swą wiedzę o otaczającym go świecie. Chciał wiedzieć co jest dalej, co kryje się za tajemniczym obrazem. ŁUP!

Nie wspominałbym może o dziobatych, gdyby nie zakończenie całej historii. Jakiś czas po tych samobójczych sesjach lotniczych, postanowiłem znów wypuścić zwierzaki z zamknięcia. Tym razem, niestety, oba były mądrzejsze. Chwilowy mocny podmuch wiatru sprawił, że firana na oknie odchyliła się, a mały uciekinier ze swą wybranką odfrunęli ku wolności, wprost w jasne niebo ciepłego, letniego dnia. Długo wyrzucałem sobie tę chwilę nieuwagi, ale – ostatecznie – dostały czego chciały. Czyli wolność. Wydaje mi się, że jest w tym pewne podobieństwo do dziejów ludzkości. Po prostu trzeba parę razy przypieprzyć głową w ścianę, by wreszcie coś osiągnąć i wyrwać się z klatki. Ja najczęściej mam ochotę uderzać łbem w mur obserwując ludzi, głównie tych, którzy z własnej woli zamykają się wśród prętów stworzonych przez własną głupotę i bezmyślność. Zwykle nazywają je oni jakoś inaczej, często złocą je farbą ulaną z pięknych ideologicznych frazesów. Dziobią swoje ziarno, iskają piórka i śmieją się z tych, którzy nie boją się w coś przywalić.W tym ptaszyska wydają się lepsze, że samiczka papużki falistej przynajmniej potrafiła spojrzeć w drugą stronę i udawać że nic się nie stało. Niektórym ludziom jednak, wydaje się, zdolności do kulturalnego przemilczenia swej własnej ignorancji po prostu brakuje.