Nie
rozumiem – to najbardziej ludzkie ze stwierdzeń. Wyraża stan, w
którym walimy głową w mur. Gdy byłem młodszy, miałem parę
papużek falistych w klatce, a na ścianie spory obraz
przedstawiający leśny krajobraz. Od czasu do czasu wypuszczałem
je, by mogły rozprostować skrzydełka i polatać sobie wokoło.
Jedna z nich (samczyk – to ważne!) miała jednak niebezpieczny
zwyczaj. Brała potężny rozpęd i próbowała wylecieć w zielony,
malarski krajobraz. Kończyło się to efektownym "ŁUP!",
moim przerażeniem i delikatnym odłożeniem oszołomionego
zwierzątka do klatki by doszło do siebie. Ku mojemu zaskoczeniu,
ptasi – nomen omen – móżdżek próbował jednak ponownie dnia
następnego. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu musiałem
przestać go wypuszczać na takie sesje, bo biedaczyna uszkodziłaby
sobie łepetynę i stała się, o ile to możliwe, jeszcze głupsza
niż dotychczas. Ale nie była to wina ćwierkacza. Po prostu nie
rozumiał. W tym akurat do papużek falistych jesteśmy podobni, że
nasze niezrozumienie również kończy się zderzeniem płaskiej
rzeczywistości z przestrzeniami fikcji, wielkim "ŁUP!"
oraz potężnym bólem głowy. Okazjonalnie powodowanym przez kaca.
Także moralnego.
Jak
wiadomo, kto z kim przestaje, takim sam się staje. Posiadanie przez
lata papużek falistych również u mnie poskutkowało postępującym
wraz z wiekiem syndromem niezrozumienia. Z moich rozmów z
przyjaciółmi wynika, że musi to być jakaś forma ptasiej grypy –
potwornie zaraźliwej, szczególnie często dotykającej osobników
płci męskiej. I tak, z każdym rokiem wydaje mi się że pojmuję
coraz mniej. Gdy byłem młodszy i chodziłem do szkoły nie
rozumiałem na przykład nauczycielki która zabraniała mi korzystać
w obliczeniach z proporcji tłumacząc że "to będziemy robić
dopiero za rok, więc nie możesz tego znać". Ogólnie, będąc
dzieckiem słabo się rozumie świat dorosłych, ich problemy, sposób
rozumowania i działania które podejmują. Szczęśliwie, w tym
jednym pozostałem wciąż młody duchem, że świata dorosłych
wciąż rozumem objąć nie jestem w stanie, choć od lat sam jestem
już jego częścią. Taki stan rzeczy w sumie bardzo mi odpowiada –
nie mogę narzekać przynajmniej na samotność, gdyż wszyscy wokoło
też nic nie rozumieją. Jak się gubić, to tylko w towarzystwie, a
że ludzi na świecie wciąż przybywa, to z każdym nowo narodzonym
obywatelem planety Ziemia globalny poziom niezrozumienia wzrasta
systematycznie. Ach, gdybyż przekładał się on na poziom
powszechnej zamożności! Wyobraźcie sobie dziecko, dopiero co
urodzone. Wyrwane z przyjemnego, znanego mu macicznego otoczenia
wychodzi i świat... i co? Nic a nic nie rozumie co się dzieje. A
więc płacze, rozgląda się, stara się pojąć tę nową
rzeczywistość. Święta naiwność. Gdyby mogło już na początku
zrozumieć język odbierającego poród lekarza, ten mógłby je
powitać "Spokojnie malutki, ja też nic z tego nie rozumiem a
jestem tu już bardzo długo". Niestety, potrzeba jeszcze kilku
lat nauki, by młody człowiek mógł zrozumieć te słowa – a
jeszcze więcej by wziął je sobie do serca.
Jest
jednak jeszcze jedna ważna nauka płynąca z obserwacji papużek
falistych o której trzeba tu wspomnieć. Podczas gdy odważny, choć
niewątpliwie tępy samczyk próbował bezskutecznie wyrwać się na
wolność rozbijając ściany mojego domu – jego partnerka zwykle
grzecznie i spokojnie przypatrywała się temu. Zawsze pozostając
dość blisko swojej klatki, lubiła przycupnąć na gałązce
jakiegoś doniczkowego zielska i poczyścić sobie piórka i
obserwować swego kawalera. Gdy nieprzytomny lądował na podłodze,
nie robiło to na niej wrażenia. Gdy niosłem go do ich wspólnego
legowiska, nie reagowała najmniejszym zaniepokojeniem. Dochodził do
siebie, a ona kulturalnie udawała że nic się nie stało. A potem
razem wracali do wspólnych zabaw i zwykłych zachowań, jak gdyby
nic się nie stało. I tak po każdym zderzeniu z fikcją. Rodzi się
pytanie, które z nich było w tym związku mądrzejsze. Na to nie
jestem w stanie odpowiedzieć co prawda, mogę jednak stwierdzić coś
z całą pewnością. Kto chce od życia więcej – tego często
boli głowa. Chodzi tu nie tyle o ambicje materia, co raczej te
intelektualne. Odważny ptasior chciał poszerzyć nieco swą wiedzę
o otaczającym go świecie. Chciał wiedzieć co jest dalej, co kryje
się za tajemniczym obrazem. ŁUP!
Nie
wspominałbym może o dziobatych, gdyby nie zakończenie całej
historii. Jakiś czas po tych samobójczych sesjach lotniczych,
postanowiłem znów wypuścić zwierzaki z zamknięcia. Tym razem,
niestety, oba były mądrzejsze. Chwilowy mocny podmuch wiatru
sprawił, że firana na oknie odchyliła się, a mały uciekinier ze
swą wybranką odfrunęli ku wolności, wprost w jasne niebo
ciepłego, letniego dnia. Długo wyrzucałem sobie tę chwilę
nieuwagi, ale – ostatecznie – dostały czego chciały. Czyli
wolność. Wydaje mi się, że jest w tym pewne podobieństwo do
dziejów ludzkości. Po prostu trzeba parę razy przypieprzyć głową
w ścianę, by wreszcie coś osiągnąć i wyrwać się z klatki.
Ja najczęściej mam ochotę uderzać łbem w mur obserwując ludzi,
głównie tych, którzy z własnej woli zamykają się wśród prętów
stworzonych przez własną głupotę i bezmyślność. Zwykle
nazywają je oni jakoś inaczej, często złocą je farbą ulaną z
pięknych ideologicznych frazesów. Dziobią swoje ziarno, iskają
piórka i śmieją się z tych, którzy nie boją się w coś
przywalić.W tym ptaszyska wydają się lepsze, że samiczka papużki
falistej przynajmniej potrafiła spojrzeć w drugą stronę i udawać
że nic się nie stało. Niektórym ludziom jednak, wydaje się,
zdolności do kulturalnego przemilczenia swej własnej ignorancji po
prostu brakuje.