Jest taka świetna
książka – "Czarnoksięstwo w naukach społecznych".
Pojawia się tam wiele cennych uwag, które każdy adept psychologii,
socjologii, pedagogiki czy innej tego typu sekty powinien wziąć
sobie do serca. A jeszcze lepiej do głowy.
Czasem mam jednak
wrażenie, że ktoś powinien napisać część drugą tego dzieła.
Zamiast czarnoksięstwa mamy już bowiem do czynienia z próbami
cudotwórstwa. Usłyszałem dziś na przykład, że istnienie DNA
jest formą opowieści. A narracja tejże kształtuje świat w jakim
żyjemy. Myślę, że sekta do której należę powinna podjąć
działalność misyjną na wydziałach biologii i uczelniach
medycznych w całym świecie. Gdyby tylko ci przebrzydli adepci
wiedzy o ludzkiej fizjologii wzbogacili swoje drętwe teksty
odpowiednią liczbą wdzięcznych metafor z pewnością ludzie
rodziliby się zdrowsi, piękniejsi a w ogóle świat byłby lepszym
miejscem. Teraz czekam tylko aż fizycy zmodyfikują swoje prace i
dodadzą tam więcej artystycznej fantazji. Kto wie, może wtedy
nauczymy się latać?
Pamiętam taką
konferencję na temat genetyki, hybryd i ogólnie wpływu rozwoju
biologii i medycyny na człowieka. Wszystkie uczone głowy wypełnione
społecznymi mądrościami, niczym chóry anielskie śpiewały
wówczas pieśni pochwalne na cześć św. Foucaulta. Wreszcie, na
sam koniec – pojawił się pewien tajemniczy dżentelmen. Nikomu
chyba na sali nieznany. Pewnie zaproszony przez pomyłkę, bo zdawał
się być jedyną osobą która właściwie wie o czym gada i
orientuje się w temacie. Ewidentny błąd. Osobnik ów okazał się
– o zgrozo! - genetykiem. Profesjonalnie, systematycznie opowiadał
o tym jakie zagrożenia i jakie szanse niosą ze sobą na przykład
modyfikacje roślin. Jak i gdzie są wykorzystywane i co kto na tym
zyskał w ostatnich latach. Nie trzeba chyba mówić, że taka
odrażająca propaganda wywołała święte oburzenie zebranych i
gdyby ktoś na sali rozdawał pomidory to pewnie posypałyby się na
głowę prelegenta. Ostatecznie, nie ta sekta – nie to wyznanie
wiary. Pogaństwo i barbarzyństwo!
Na tym samym spotkaniu,
na którym dowiedziałem się że można zmienić sposób replikacji
białek organicznych poprzez dobór słów na papierze, jedna z
obecnych współwyznawczyń obłożyła anatemą autorów poradników
dla rodziców. Wyobraźcie sobie, te obmierzłe kreatury dają rady
opiekunom dzieci jak uchronić je przed zarażeniem się chorobami,
jak rozpoznać wczesne symptomy alergii lub jak zdrowo zbilansować
dietę. Słusznie gromy posypały się na ich głowy! Gdzież dusza,
gdzież wzniosłość duchowego rozwoju, jaki był akcentowany sto
lat temu w tego typu publikacjach? Celna uwaga. Wszak wiadomo z pism
mądrych, że dusza od ciała oddzielić się pragnie. Gdyby młodzi
ludzie zaczęli – jak dawniej – umierać z powodu zapalenia płuc
lub szkarlatyny, zapewne szybciej połączyliby się z Absolutem.
Wówczas pewnie byliby szczęśliwsi.
Amen.