środa, 8 maja 2013

Na pół gwizdka


Troje młodych ludzi. Przystojny kawaler, dwie niewiasty cudnej wprost urody. Cała trójka nie starsza niż dziewiętnaście wiosen. Siedzą przy stole lokalnej kawiarni, na powietrzu otwartym. Pogoda prześliczna, ciepła wiosenna. W sam raz na mniej lub bardziej udane zaloty, żywe rozmowy, żarty. Ale nie dla nich chyba. Oto bowiem najnudniejsza scena życia towarzyskiego młodzieży XXI wieku, w której główną rolę gra telefon. Zamiast wymiany zdań, uśmiechów lub zalotnych spojrzeń – wymiana danych dzięki błogosławieństwu mobilnego dostępu do internetu. Bóg HotSpot obdarował ich szczęściem, pozwalając skutecznie unikać nieprzyjemnej i odrażającej praktyki osobistej interakcji twarzą w twarz. A ja w tym wszystkim? Jeno stojący po przeciwnej stronie ulicy widz, którego szczęka z wolna osuwa się ku ziemi. Skrywszy się w miękkim cieniu drzew rosnących wokół zabytkowego kościoła – spoglądam i dziwię się jednocześnie. Bo – słowo honoru daję! - przez dobre pięć minut nie padło między nimi ani jedno słowo. Nie wymieniony ani jeden gest czy spojrzenie. Tylko klik, klik, klik unoszące się w gorącym powietrzu. Ni to komedia, ni tragedia. Chyba tylko jakaś farsa. Opuściłem zrezygnowany moje miejsce w cieniu, ruszyłem dalej ulicami. Nie ma na co patrzeć, bo każdy kolejny akt tej sztuki taki sam jak poprzedni.

Inny dzień. Inne miejsce. Poczułem tęsknotę za delikatnymi, eterycznymi objęciami kochanki. Imię jej – Nikotyna. Wiedziony instynktem zajrzałem więc do lokalnego sklepiku spożywczego. Kolejka niewielka, czekałem więc na obsługę. Za mną para młodych ludzi. Kawaler przystojny, dama urodziwa. Na moją ocenę, studenci znajdującej się tuż obok uczelni, chcący zaopatrzyć się w prowiant na długi dzień wytężania mózgownic. Może kanapka z tuńczykiem? Spytał mężczyzna. Nie, bo białe pieczywo niezdrowe. Odparowała towarzyszka. Może drożdżówka? Ależ nie, uchowajcie bogowie w niebiesie! Ileż tam cukru, co śmierć rychłą niesie. Po chwili zrezygnowany młodzian najwyraźniej stracił apetyt, słuchając litanii grozy, głoszącej jaki okrutny los spotkać go może w wyniku przyjmowania pożywienia. Poprosił o Colę Zero. Oczywiście, że i tego nie pozwolono mu kupić. Demon imieniem Aspartan kryje się bowiem w tej niewinnej puszce, jako dżin w butelce. Szczęśliwie dla mojego zdrowia psychicznego – przyszła moja kolej. Zadowalając się paczką dwudziestu porcji namiętności opuściłem dom koszmarów, gdzie każdy jeden towar niesie rychłą zgubę i śmierć w męczarniach. Na pożegnanie otrzymałem jeszcze w bonusie porcję gromowych spojrzeń i wygłoszonych szeptem komentarzy o szkodliwości palenia. Najpewniej ścigały mnie życzenia rychłej śmierci, bym swą obmierzłą egzystencją nie kalał oblicza Matki Ziemi.

Gdyby to się zdarzyło, przynajmniej miałbym coś, czego aktorom wymienionych dwóch scenek chyba brakowało. W swej trupowatości byłbym martwy na 100%. A tak, uwięzienie w ogólnoplanetarnym pudle z kotem  Schrödingera. Spotkanie bez spotkania, jedzenie bez jedzenia. Wszystko na pół gwizdka.

Pamiętam że upiekłem kiedyś ciastka. Częstowałem kolegów na uczelni. Ot, bo to fajne. Jedna tylko koleżanka nie chciała, skosztowanie wypieku poprzedziła bowiem seria pytań. Czy biszkopty dietetyczne? Czy twaróg chudy? Czy czekolada ze zmniejszoną zawartością cukru? Jakbym, kurde mol, chciał robić ciastka bez ciastek to obdzielałbym kumpli sucharami i wodą źródlaną! Z pewnością zdrowiej i bardziej dietetycznie. Oraz całkiem bez frajdy.

Jak udało się stworzyć słodki napój bez cukru, to właśnie udaje się stworzyć życie bez życia. Też dużo bardziej dietetyczne. I całkiem niesmaczne.

2 komentarze:

  1. Z drugiej strony jak mają gadać głupoty to już lepiej niech udają, że szukają czegoś w telefonie. Czasem nóż się w kieszeni otwiera jak się słyszy, co ta przewrotowa młodzież ma do "powiedzenia". Osobiście czuję się ogłupiona technologią i zalewającymi mass mediami, ale łudzę się, że dzięki lekturze i stopniowemu wycofywaniu się jakoś uratuję skrzywdzoną duszę. I że moje życie w jakimś stopniu będzie żywsze od tego, które ze zdumieniem możemy obserwować wśród ludków dookoła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za to uczucie nie-dietetyczne :)Inaczej niż głębokim zauroczeniem nie można wytłumaczyć tej podatności na sugestie dotyczące zakupów. Czyż to nie jest pozytywna myśl?

    Katując was dalej strumieniem optymizmu (jeszcze parę lat temu w życiu bym się o to nie posądzała) w "technologiach i tych massmediach" widzę przede wszystkim szansę. Do wielu drobnych, a genialnych kapel bez internetu, fejsika i 'tych innych' nigdy bym nie dotarła sama. Dziś widziałam jak jeden z bardziej znanych metalowych vlogerów - InfidelAmsterdam polecał wszem i wobec polskiego Radegosta. Mimo wszystko wierzę, że jest to narzędzie do okiełznania, a dzięki mam kontakt na wyciągnięcie ręki zarówno do was moi drodzy Pomorzanie, znajomych z Czech czy Finlandii, jak i kumpla, z którym co piątek się na rpgi ustawiam (przez hotspoty i inne takie).
    Gratuluję ludziom, którzy mają luksus posiadania ważnych dla siebie osób w okolicy. Innym polecam nie bać się szansy, że życie może okazać się w pewnym momencie zbyt dietetyczne.

    OdpowiedzUsuń