niedziela, 21 kwietnia 2013

Czarnoksięstwo i cudotwórstwo

Jest taka świetna książka – "Czarnoksięstwo w naukach społecznych". Pojawia się tam wiele cennych uwag, które każdy adept psychologii, socjologii, pedagogiki czy innej tego typu sekty powinien wziąć sobie do serca. A jeszcze lepiej do głowy.

Czasem mam jednak wrażenie, że ktoś powinien napisać część drugą tego dzieła. Zamiast czarnoksięstwa mamy już bowiem do czynienia z próbami cudotwórstwa. Usłyszałem dziś na przykład, że istnienie DNA jest formą opowieści. A narracja tejże kształtuje świat w jakim żyjemy. Myślę, że sekta do której należę powinna podjąć działalność misyjną na wydziałach biologii i uczelniach medycznych w całym świecie. Gdyby tylko ci przebrzydli adepci wiedzy o ludzkiej fizjologii wzbogacili swoje drętwe teksty odpowiednią liczbą wdzięcznych metafor z pewnością ludzie rodziliby się zdrowsi, piękniejsi a w ogóle świat byłby lepszym miejscem. Teraz czekam tylko aż fizycy zmodyfikują swoje prace i dodadzą tam więcej artystycznej fantazji. Kto wie, może wtedy nauczymy się latać?

Pamiętam taką konferencję na temat genetyki, hybryd i ogólnie wpływu rozwoju biologii i medycyny na człowieka. Wszystkie uczone głowy wypełnione społecznymi mądrościami, niczym chóry anielskie śpiewały wówczas pieśni pochwalne na cześć św. Foucaulta. Wreszcie, na sam koniec – pojawił się pewien tajemniczy dżentelmen. Nikomu chyba na sali nieznany. Pewnie zaproszony przez pomyłkę, bo zdawał się być jedyną osobą która właściwie wie o czym gada i orientuje się w temacie. Ewidentny błąd. Osobnik ów okazał się – o zgrozo! - genetykiem. Profesjonalnie, systematycznie opowiadał o tym jakie zagrożenia i jakie szanse niosą ze sobą na przykład modyfikacje roślin. Jak i gdzie są wykorzystywane i co kto na tym zyskał w ostatnich latach. Nie trzeba chyba mówić, że taka odrażająca propaganda wywołała święte oburzenie zebranych i gdyby ktoś na sali rozdawał pomidory to pewnie posypałyby się na głowę prelegenta. Ostatecznie, nie ta sekta – nie to wyznanie wiary. Pogaństwo i barbarzyństwo!

Na tym samym spotkaniu, na którym dowiedziałem się że można zmienić sposób replikacji białek organicznych poprzez dobór słów na papierze, jedna z obecnych współwyznawczyń obłożyła anatemą autorów poradników dla rodziców. Wyobraźcie sobie, te obmierzłe kreatury dają rady opiekunom dzieci jak uchronić je przed zarażeniem się chorobami, jak rozpoznać wczesne symptomy alergii lub jak zdrowo zbilansować dietę. Słusznie gromy posypały się na ich głowy! Gdzież dusza, gdzież wzniosłość duchowego rozwoju, jaki był akcentowany sto lat temu w tego typu publikacjach? Celna uwaga. Wszak wiadomo z pism mądrych, że dusza od ciała oddzielić się pragnie. Gdyby młodzi ludzie zaczęli – jak dawniej – umierać z powodu zapalenia płuc lub szkarlatyny, zapewne szybciej połączyliby się z Absolutem. Wówczas pewnie byliby szczęśliwsi.

Amen.

2 komentarze:

  1. A co jeśli genetycy są wysłannikami farmaceutycznego demona, który podobno nie godzi się na leczenie raka (na którego podobnież już dawno odnaleziono lekarstwo) i celowo prowadzi dusze do Nieba?

    OdpowiedzUsuń
  2. Utopiłem się w ironii. Ale jakoś Morgan Freeman dał radę fizykę opisać poetycko w swojej ostatniej serii programów. Można? No kurwa raczej.

    OdpowiedzUsuń