Zawsze
uważałem się za chama i prostaka. Podobnie duża część moich
dobrych znajomych. Nic w tym złego. Warto umieć podejść do siebie
krytycznie. W głębokim poważaniu mogę mieć sporą część
zrytualizowanych konwenansów, klnę jak szewc, a względem mojego
poczucia humoru określenie "rynsztokowe" może być uznane
za komplement. Jak się to komuś nie podoba, to trudno. Nie mój
problem.
Mimo
wszystko, zawsze uważałem że są pewne niepisane granice, których
przekraczać nie wypada. Nie dla kogoś. Dla mnie samego.
Przykład – przedstawicielki płci pięknej. Jak łatwo zauważyć,
wiosna przybyła wreszcie do nas. Z opóźnieniem (pewnie podróżowała
pociągiem PKP), ale jest. Spowodowało to wzrost temperatur i spadek
ilości noszonych przez większość ludzi ubrań. Wadą tego stanu
są nie tylko odkryte ze śniegu pozostałości po wypróżniających
się domowych pupilach na chodnikach, ale też innego rodzaju
smrodki. Językowe. Stoi człek pod wydziałem swej Alma Mater z
młodym kwiatem polskiej inteligencji. Wystarczy że obok przejdzie
jakaś dziewczyna w legginsach lub nieco krótszej spódniczce, by
ktoś z przyszłej krajowej elity skomentował "O kurwa, ale
dupa szła! Widzieliście?". Nie, kurwa, oślepłem w wyniku
doznanego szoku kulturowego! A szkoda, bo w takich chwilach wolałbym
ogłuchnąć.
Gdzieś,
tak na drugim roku studiów, spotkałem kolegę – Tomka. Siedział
nieco zasępiony. Wdałem się w rozmowę. Chciałem pomóc,
dowiedzieć się co go martwi. Opowiedział mi, że dzień wcześniej
spotkał swych dawnych kumpli. Swym starym zwyczajem wybrali się do
lokalnego pubu, by pogadać przy piwie. Tomek, dowiedziawszy się że
jeden z nich ma nową dziewczynę nalegał by tamten opowiedział coś
o niej. W odpowiedzi usłyszał: "A co tu gadać? Cipa, cycki,
wszystko normalnie". Na tym ich rozmowa się skończyła. Nasza
w sumie też, bo co tu było więcej mówić? Sprawa była jasna, ani
ja, ani Tomek byśmy tak nie powiedzieli. Nawet w czysto samczym
gronie rozluźnionym obecnością procentów. Można kląć, można
opowiadać świńskie dowcipy, ale jakaś granica jest gdy mówi się
o drugim człowieku. No właśnie, ale to nie człowiek szedł wtedy
koło naszego wydziału. Szła dupa. Szły cycki i szła cipa. I
pieprzyć fakt, że jest tam jeszcze jakaś rozumna głowa z nimi
połączona. No właśnie – pieprzyć. Chyba niektórzy to już
tylko na to mają miejsce w gąszczu swoich szarych komórek.
Dla
porównania – znam takiego przesympatycznego faceta. Wielki jak
trzydrzwiowa szafa, morda za którą należałoby się dziesięć lat
kryminału. Jak to wdzięcznie określił Sebastian, jeden z tych
których nie chcesz nocą spotkać w ciemnej uliczce. Dobrze się z
nim pije, tyle że nadążyć nie sposób. Mowa
okraszona zwykle całym repertuarem bluzgów, a jak trza dać komuś
po gębie to nie znajdzie się lepszego człowieka. Prócz tego, ma
jednak w sobie coś ujmująco szlachetnego. Przyzwoity gość w
gruncie rzeczy. I jeden z największych podrywaczy jakich znam.
Poprosić go żeby poszedł kupić bułki do piekarni za rogiem to
wróci z trzema numerami do obcych dziewczyn które spotkał po
drodze. Wolę nie myśleć ile miesięcznie wydaje na gumki. Typ,
który "zalicza" i znika w porannej mgle. A przy tym jak od
lat go znam, nigdy w życiu nie słyszałem by powiedział coś tak
chamskiego względem jakiejkolwiek kobiety. Jeśli już w ogóle coś
mówił o wyglądzie, to zawsze ogólnie, zawsze elegancko. Jedyny
chyba znany mi człowiek, który potrafi jeszcze na pożegnanie
pocałować kobietę w rękę tak, by nie wyglądało to teatralnie,
archaicznie czy zwyczajnie śmiesznie. Podziwiam.
Zapewne
znalazłby się jakiś osobnik, który w tym momencie zacząłby mi
zarzucać kompleksy, albo że mam coś przeciw faktowi że człowiek
to zwierz z natury seksualny. Krótki komentarz – oszołomstwo. I
brak pewnej podstawowej umiejętności. Jako normalny,
heteroseksualny facet zawsze będę miłośnikiem kobiecej urody. Bo
tak mnie natura stworzyła i bo jest to piękno o pewnym uniwersalnym
charakterze. I właśnie w tym problem – jak ktoś mówi o nim słowami pasującymi do pejzażu wysypiska
śmieci zalanego przez wyciek z oczyszczalni ścieków. To samo,
jeśli ktoś nie potrafi poza krągłościami dostrzec ludzkiej osoby
– to dopiero jest dla mnie prawdziwa oznaka jakichś seksualnych
frustracji. Masz problem, to nie rzygaj nim na innych, tylko uporaj
się z nim na osobności, w kiblu. Tylko umyj potem rączki.
Smuci
mnie fakt, że obserwuje takie zachowania u ludzi którzy aspirują
do miana intelektualnej i kulturalnej elity, podczas gdy bardziej
właściwe i normalne zachowania tak łatwo mogę znaleźć u ludzi którzy
przez wielu negatywnie oceniani są po pozorach. Chory świat,
chorzy ludzie.
Jeśli ktoś Cię za ten post zjedzie to sam jest dupa, tyle że wołowa :P
OdpowiedzUsuńW ogóle - większość facetów, którzy mają taki stosunek do kobiet, a których znam, to zjechani kiedyś przez nie albo porzuceni. Szczególnie przez takie, które bardzo kochali. Dehumanizacja jako sposób odseparowania się od kogoś kto Cię może skrzywdzić. Za każdym razem, kiedy widzę faceta, który mówi "dupa" na kobietę(tak na serio w pełni oczywiście), zaczynam widzieć w nim małego, smutnego skrzywdzonego chłopczyka ze złamaną różą w dłoni. Innemi słowy - w taki sposób wypowiadając się o kobietach mężczyźni w moim otoczeniu sami sobie robią krzywdę xD
Co dziwne, wśród kobiet też można się spotkać z takim przedziwnym postrzeganiem facetów. Z tym, że jest to chyba mniej rażące, gdy kobieta określa mężczyznę mianem przyrodzenia czy pośladków. Osobiście bawi mnie obserwowanie końskich zalotów, obcowanie dupy z dupą (w sensie mentalnym, nie fizycznym).
OdpowiedzUsuń