Ludzie
mają zwyczaj powtarzać, że myślenie boli. Żeby było śmieszniej,
sami masochiści którzy je uskuteczniają zwykli twierdzić, że
jest to jedna z największych przyjemności jakie istnieją –
parafrazując słowa Bertolta Brechta. Niewątpliwie zboczeńcy.
Można czasem posłuchać usprawiedliwień dla tej dewiacji, o tym
jak to pozwala być człowiekowi mądrzejszym, bardziej świadomym
czy odpowiedzialnym. Że dzięki myśleniu można jakieś sukcesy
podobno w życiu osiągnąć, a w ogóle że ono ma jakąś rzekomą
przyszłość. Bo że ma przeszłość, to niestety wiadomo. Łatwo
sparować takie argumenty. Hitler też myślał – spójrzcie tylko,
co z tego wynikło! A mógł se chłop dać spokój i wszyscy byliby
szczęśliwsi. Włącznie z Hitlerem. Malowałby sobie obrazki,
wieczorami popijał piwko i tak w kółko, a świat szedłby dalej
naprzód swym własnym rytmem. Ale nie! Trza było myśleć,
zastanawiać się i wyciągać wnioski. Że błędne? To już inna
sprawa. Z błędami jeszcze mały problem, bo można pokazać
nielogiczność lub fałszywość. Gorzej, jak ktoś pomyśli i
dojdzie do wniosków prawdziwych. Ludzie żyli sobie spokojnie,
przekonani że Ziemia jest płaska. Ale diabeł jakiś ich podkusił
do zastanawiania się nad tym, wykonceptowali że planeta jednak
jest kulą. I co? Rzezie Indian i niewolnictwo. Jak się tak trochę
zastanowić (co już jest krokiem w złą stronę!) to dojdzie się
do wniosku, że całe zło na tym świecie jest właśnie wynikiem
nadmiaru myślenia. Wymyśli ktoś nowy ustrój polityczny, to jak
grzyby po deszczu rosną szubienice, wymyśli nową maszynę to giną
lasy. I tak za perwersyjne hobby garstki dewiantów płacić musi
cały świat. Gdyby w czasach jaskiniowców, gdy jakiś włochaty,
odziany w skóry jegomość kombinował z wynalazkiem koła ktoś w
porę zdzielił go w mordę, z pewnością nie byłoby dziś tyle
problemów co teraz. Polowalibyśmy sobie na mastodonty, zbierali
jagódki czy jakoweś korzonki i dożywali bezpiecznego wieku
dwudziestu pięciu lat. Na tyle krótko, by nie mieć za dużo szans
wymyślić czegoś nowego i zepsuć sielanki.
Jak każda patologia i ta ma swoje przyczyny. Miałem paru takich
znajomych – całkiem porządnych, sympatycznych ludzi – facetów
wysokich, o budowie ciała zagłodzonego anorektyka. Jeszcze w
czasach szkolnych mamy przynosiły im do pokoju śniadanko, ale nie
byli głodni, więc nie jedli. Był obiad, ale dalej nie byli głodni.
W porze kolacji zjadali jedną, czerstwą już kanapkę zrobioną
rano a reszta szła do śmieci. Po prostu ich organizmy nie
alarmowały ich "Hej, stary! Musisz coś zjeść!", nie
czuli tego – to nie jedli. Można powiedzieć, że mieli naturalny
wysoki próg odporności na brak pożywienia. Ewolucyjnie, bardzo
praktyczne, bo pozwala przetrwać w trudnych warunkach.
Dokładnie
tak samo jest z myśleniem. Motywacją podstawową jest nuda. Jednym
ona nie przeszkadza wcale, żyją sobie z nią za pan brat i nic z
nią nie robią. A u innych wywołuje głód zwany ciekawością. I
tak, jak człowiek który ma zaburzenia łaknienia i nie czuje
sytości – zaczynają karmić swoją chorobliwą ciekawość czym
popadnie. Czytają książki, lub – co o wiele gorsze – piszą,
pchają się gdzieś na jakieś ośmiotysięczniki czy zakładają
firmy. Bo im się nudzi bardziej niż innym. Jakiś chory obszar w
mózgu obumarł i nie potrafi powiedzieć "Ej, ej, ej! Masz już
dość, weź się zdrzemnij czy coś!". I idą dalej naprzód.
Ewolucyjny bezsens. Jak człowiek pierwotny był zbyt ciekawy i
zapuścił się za daleko od znanych terenów, to zżerał go tygrys.
I był spokój, bo liczba dewiantów w ten sposób szybko malała.
Przeżywali za to zdrowi, spokojni, o niskich aspiracjach którzy
wiedzieli kiedy usiąść na tyłku i nic nie robić. Niestety, paru
zwyrodnialców jakoś unikało pożarcia przez dzikie bestie –
bogatsi o nowe doświadczenia wymyślili broń by ubić drapieżniki
i mogli iść dalej. Im więcej ich ubili, tym bezpieczniej robiło
się dla im podobnych, przez co poziom "myślących"
zwiększał się niebezpiecznie i przekraczał masę krytyczną.
Nazwaliśmy to postępem. Jak historia się skończyła, wszyscy
wiemy. Starczy wyjrzeć przez okno i obejrzeć wiadomości.
A mogliśmy sobie siedzieć w jaskiniach i cieszyć się życiem.
Noż cholera jasna....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz